„O, gdybym kiedy dożył tej pociechy
Adam Mickiewicz
Żeby te księgi zbłądziły pod strzechy”
Zdaje się, a nawet się nie zdaje, tylko jest to fakt dokonany, że marzenia naszego wieszcza zmaterializowały się. Księgi „trafiły pod strzechy”, a z pewnością potrafimy pisać i czytać. Pytanie tylko, czy ze zrozumieniem?
Historia systemu pruskiego
Nasza edukacja narodowa jest systemem opartym na systemie pruskim, jaki obowiązuje do dziś w większości krajów starego i nowego kontynentu. System powstał na przełomie XVIII i XIX wieku i odpowiadał w dużej mierze na potrzeby ery industrialnej.
Za wprowadzenie powszechnego obowiązku szkolnictwa powinniśmy być wdzięczni Wilhelmowi I, ówczesnemu władcy Prus, który w 1777 roku wprowadził w życie reformę i nałożył obowiązek nauki na swoich poddanych.
Oczywiście wcześniej, powstawały idee, komitety i próby zmuszania ludności w różnych krajach do nauki, które najczęściej okazywały się fiaskiem. Nie zapominam również o rodzimym podwórku i Komisji Edukacji Narodowej Hugo Kołłątaja z 1773 roku, która przerwała zabory.
Kim był Wilhelm I?
Wracając do Wilhelma I – sam był człowiekiem bardzo zdyscyplinowanym, władającym absolutnie, niecierpiącym sprzeciwu oraz odmienności. Własne idee uważał za jedyne i niepodważalne. W tych czasach potrzebował i wzmacniał własne królestwo, sam dowodził wojskiem, sypiał w koszarach, nie znosił przepychu i blichtru dworu.
Można pokusić się o psychoterapeutyczną diagnozę, że był osobowością psychopatyczną i masochistyczną (mocne zaburzenie osobowości OCPD). Wychowany w duchu ciężkiej pracy i poświęceń, a zatem pozbawiony przyjemności, radości i spontaniczności.
Plan i kontrola otoczenia dawały wytchnienie. Nic więc dziwnego, że chciał kształcić i posiadać w królestwie ludzi jemu podobnych.
Kształcił urzędników, wojskowych i poddanych, którzy nie zadają pytań, karnie wykonujący swoje obowiązki i na „rozkaz” – patrz dzwonek – sikają, jedzą i rozmawiają.
Czy system pruski jest szkodliwy?
O tym jak bardzo system pruski jest szkodliwy, zabijający twórczość, indywidualność i geniusz w naszych dzieciach poczytasz, choćby tutaj i tutaj.
Większość z nas jest świadoma tego, że system edukacji jest skostniałym, przestarzałym molochem, który nijak nie odpowiada na zachodzące przemiany społeczne i rynkowe.
Jakiego systemu edukacyjnego potrzebuje świat?
Era industrialna odeszła w niepamięć, a era informacji (zwana również Erą Wiedzy, Społeczeństwem Informacyjnym lub Społeczeństwem Sieciowym) nie potrzebuje posłusznych, podporządkowujących się ogólnym trendom wojskowych, tylko ludzi kreatywnych, odpowiedzialnych, samodzielnie nadający sens swojej pracy i istnieniu jednostek. Sprawdź bajkę terapeutyczną „Jak osiągnąć sukces”.
Choć wiem ja i Ty, że w większości grona pedagogicznego występują wierni, spadkobiercy Wilhelma I, którzy kultywują w sobie ten mit władcy absolutnego, jedynego i niepowtarzalnego w swym „nieskazitelnym i świętym” wizerunku, to wiem jednak też, że od początku w ideę szkolnictwa zaangażowani byli filozofowie, idealiści, artyści i wolnomyśliciele. I oni już na przełomie XVIII i XIX wieku wprowadzali do edukacji takie terminy jak samodoskonalenie, rozwój, indywidualizm.
Kim był Wilhelm von Humboldt?
Wilhelm von Humboldt (tutaj znajdziesz więcej informacji o nim), filozof, humanista, uważany za jednego z pierwszych przedstawicieli pedagogiki, współpracował z władcą Prus przy wprowadzaniu powszechnego obowiązku edukacji.
Twierdził już dwieście lat temu, że „w wychowaniu najważniejsze jest zinterioryzowanie wartości i głównego celu życia człowieka, jakim jest harmonijny rozwój z uwzględnieniem indywidualnych dyspozycji i uzdolnień”.
I wtedy mamy szanse wykształcić społeczeństwo ludzi wolno myślących, kreatywnych i twórczych, którzy będą wrażliwi na potrzeby drugiego człowieka i sztukę, zdolni do podejmowanie własnych odpowiedzialnych decyzji, ponoszenia ryzyka, ciekawych zmian i nowych sytuacji. I co najważniejsze, szukających współpracy w rozwiązywaniu problemów własnych, ale też problemów wspólnych.
A zatem doszukuję się w każdej szkole, w gronie pedagogicznym, oprócz spadkobiercy Wilhelma I – władcy Prus, spadkobiercy Wilhelma von Humboldta.
Jaki system edukacyjny mamy w naszych szkołach?
I tak w „dorosłych” opowieściach o szkole jest wiele mrożących krew w żyłach wspomnień, ale też w każdej z nich jest ta Pani lub ten Pan, dzięki którym poszłam na studia, nauczyłam się matematyki, uwierzyłam w siebie. Pierwszy raz zatańczyłam, kupiła mi wodę na zawodach, obroniła przed złością mamy, zabrała na wycieczkę, zapisała na konkurs recytatorski. Byłem w niej zakochany, wiem, gdzie Afryka jest na mapie, dzięki niej/niemu zdałem maturę, stała pod drzwiami, gdzie miałam/em egzamin komisyjny. Wydała rozkaz największej i najmądrzejszej kujonicy „pomóż MU/JEJ, odwróć się i mu pomóż”, i tak dalej i tak dalej.
Spadkobiercy wolnomyślicieli, stając przed małymi lub nastoletnimi ludźmi, nie zasłaniają się władzą jaką z urzędu dostają i nie wykorzystują lęku przed autorytetem. Nie boją się dzieci i ludzi, szanują siebie i tych, których uczą, nie zapominając równocześnie o własnych granicach.
Nauczyciel, którego podziwiam
Dla spadkobierców Wilhelma I słabe zarobki są wymówką dla braku zaangażowania, wolnomyśliciele tymczasem prowadzą taką rozmowę:
– To najlepsza praca pod słońcem. Mam wolne w każde święta, ferie, wakacje, mam urlopy zdrowotne i szkoleniowe. Mogę się dokształcać i otrzymam od szkoły dofinansowanie! Mam opłacony ZUS i stały etat. Wpływy pensji na konto jak w zegarku i to wcale nie małej. Jak ktoś potrzebuje zawsze może dorobić. Czego więcej potrzeba?
– No jak to, na mercedesa nigdy nie zarobisz!
– Gdybym chciała mercedesa, założyłabym swoją działalność i pracowała po nocach, tak jak mój brat, nie miałabym czasu dla siebie, rodziny i dzieci. Nie mogłabym czytać i pogłębiać wiedzy. A w życiu chodzi o coś więcej niż o mercedesa. Ja tworzę nowe pokolenie, odkrywam talenty moich podopiecznych, ingeruję jak im się dzieje krzywda. Nawet nie wiesz, jakie to ma znaczenie, dla mnie, dla Ciebie, dla nas wszystkich. Ci młodzi ludzie za 20 lat to będzie nasz kraj, od nich będzie zależało jak on będzie wyglądał, a ja mam na to wpływ. Jestem nauczycielem!
– A biurokracja? Te wszystkie dzienniki, konspekty, raporty?
– To wszystko zależy od dyrektora, a poza tym teraz w dobie komputerów, kopiuj, wklej proszę Cię! To nie jest trudne.
I dla tych wszystkich zaangażowanych nauczycieli i pedagogów z powołania, którzy są otwarci na zmiany, na młodych ludzi, ich odmienność i tożsamość, dla tych, którzy zastanawiają się, dlaczego dziecko wymiotuje na lekcji w-fu, zamiast biegać radośnie, dla tych, którzy mówią „ciężko mi dotrzeć do tego młodego człowieka”, a nie „chuligan z patologicznego domu, nic z niego nie będzie!”, dla tych, którzy widzą indywidualny potencjał i zdolności w każdym dziecku, nie tylko w tym, który ma wsparcie w troskliwych rodzicach – Serdecznie dziękuję!
P.S.
Samo się nie zrobi, chcesz zmienić system, nie zgadzasz się na niego, super! Ja też nie!
Hejtowanie, wyliczanie błędów, krytyka, obśmiewanie, sarkazm – każdy to może robić z wygodnego i ciepłego fotela w zaciszu domostwa, to tylko pogarsza sprawę!
Podział na MY i Oni nic nie daje, tylko szkodzi.
Czy oni to nauczyciele, czy oni to uchodźcy, zawsze ci oni są źli, a my ci dobrzy. Nauczyciele idą tym samym tropem – Oni – rodzice i dzieci, MY – nauczyciele biedacy, pokrzywdzeni przez los, system, rodziców i dzieci.
Przecież to nasz system edukacji narodowej, to my możemy go zmieniać! System w jakim decydujemy się trwać. Składa się z:
- Dzieci
- Nauczycieli
- Rodziców
- Szkół budynków
- Ministerstwa
- Każdego członka społeczeństwa
Nie zapominaj o tym! Jesteś w systemie. Sam go tworzysz!
Zrób coś, szukaj rozwiązań, zaangażuj się. Jeżeli znasz recepty i masz rozwiązania – pokaż je, dąż do ich realizacji, szukaj osób, które myślą podobnie, na pewno znajdziesz!