Pierwsze Kroki w Internecie – moja historia

Co znajduje się w artykule?

Moja Historia


Od dawna fascynuje mnie świat internetowych blogów, forów, witryn, profili, kont w social mediach etc.


Internet pociąga mnie i kusi, a ponieważ nie bardzo go rozumiem, jednocześnie korzystając z jego narzędzi i dobrodziejstw, postanowiłam nie tylko te narzędzia poznać “krok po kroku”, ale i nauczyć się ich oraz widzieć w szerszej perspektywie.


A zatem zapraszam do wspólnego odkrywania sieci poprzez historię o tym, jaks stawiałam pierwsze kroki w Internecie.


Pierwsze Kroki


Dziś każdy, kto zakłada gabinet i zaczyna przygodę ze swoją praktyką, usłyszy: załóż stronę internetową, strona internetowa to podstawa. Nie masz strony, to tak jakbyś nie istniał. Oczywiście nie jest to do końca prawda. Znam świetnych psychoterapeutów, którzy działają, prowadzą własną działalność, praktykują i nie ma ich w internecie, jednak dotyczy  to osób, które pracują na własne nazwisko od dziesięcioleci i ich praktyka opiera się na poleceniach, czyli tym, co dziś nazywamy “marketingiem szeptanym”. Jest to jednak rzadkość i wymaga wielu lat praktyki i wielu poleceń, choć oczywiście wybór należy do Ciebie.


Ja wybrałam opcje strony internetowej w sieci.


Strona internetowa, inaczej witryna, jest odpowiednikiem wcześniejszej wizytówki czy ulotki. Praktyki lat 90 czy początków 2000 roku, przygotowywały nowych adeptów zawodu do rozpowszechniania informacji o nowym miejscu czy praktyce poprzez drukowanie ulotek i wizytówek właśnie.


Ulotki: czasy przed internetem


W sumie było to tak niedawno. Pamiętam, że w instytucji, w której się szkoliłam (Instytut Psychoterapii Gestalt na ul. Gwarnej w Krakowie w skrócie ITG), kiedy jeszcze było to stowarzyszenie pod kierownictwem


 Beaty Leśniak i Katarzyny Węglorz – Makuch,  program nauki zakładał  bloki zajęć, na których omawialiśmy przygotowanie wizytówek, ulotek i ogłoszeń.


Przygotowywaliśmy swoje projekty oraz pomysły i na zajęciach omawialiśmy z prowadzącym ich kształty, kolory i przekaz. Każdy członek grupy mógł się wypowiedzieć, jak mu się podoba projekt, co by zmienił, co jest fajne, a co nie. Następnie każdy przygotowywał plan i, wrazz grupą i superwizorem, konsultował to, w jakich miejscach będzie je zostawiać. Były to na przykład: przychodnie zdrowia, gabinety stomatologiczne i gabinety kosmetyczne. Innymi słowy miejsca, gdzie mieliśmy poszukiwać lub dać się znaleźć naszym klientom.


Miała to być pierwsza informacja, sygnał do świata, że jesteśmy gotowi przyjąć swojego pierwszego klienta/pacjenta (w zależności od modalności, w której się wyszkoliliśmy. Ja akurat będę używać nazwy klient. Jest to podyktowane moim przekonaniem o relacji równej, podmiotowości osoby, która do mnie trafia. Pięknie o tym napisali Anne i Serge Ginger we wstępie do Poradnika młodego psychoterapeuty: „wierni tradycji humanistycznej używamy słowa „klient”, podkreślając w ten sposób jego odpowiedzialność i wolność wyboru. Słowo „pacjent” zbyt kojarzy się z biernością, podporządkowaniem zaleceniom lekarza.” Co nie oznacza, że w jakikolwiek sposób wartościuję, czy oceniam słowo pacjent).


Dziś nie drukujemy ulotek i wizytówek, nie chodzimy do drukarni. Nie roznosimy ich i nie szukamy odpowiednich miejsc, w których moglibyśmy je zostawić. Dziś tworzymy taką wizytówkę i umieszczamy ją w internecie. 


Dla mnie jest to prostsze i lepsze rozwiązanie.


Moja strona internetowa


W 2013 współpracowałam z freelancerem, którego nie widziałam na oczy. Cała korespondencja, dane etc., odbywały się drogą e-mail. Jak się później miało okazać, tak wygląda współpraca z freelancerami. Partnerzy raczej się nie spotykają, nie ma spotkań roboczych. Nie poznajesz osoby, która świadczy Tobie usługę. Poczułam niepokój, a dziś taka praktyka nie jest niczym szczególnym. Dzięki tej współpracy powstała strona karinaszczesna.pl. Działa do dzisiaj, jak widać, choć trzeba nad nią mocno popracować. Na tamten czas zgodnie ze swoją wiedzą i potrzebami skupiłam się na dopracowaniu wizualnym, grafice i postawieniu bloga. Dokładnie wiedziałam, jak chcę, żeby wyglądała. Natomiast nie miałam na tamten czas zielonego pojęcia o pozycjonowaniu, pierwszych miejscach w sieci, adwordsach i tysiącu innych rzeczy.


Jeżeli chodzi o parametry techniczne i optymalizację pod SEO oraz pozycjonowanie, to niestety nie spełniała wymogów, o czym miałam się dowiedzieć parę lat później. 


Praca nad stroną była intensywna trwała dwa miesiące. Korekt, tworzenia treści, wyszukiwania zdjęć i przesyłania danych.


Zapłaciłam w tamtym czasie dwa tysiące złotych, co uważałam za kwotę wysoką, ale wartą doświadczenia, które przez to zdobyłam. Początkowo mój partner biznesowy odpisywał na e-maile, udzielał wsparcia technicznego i edukacyjnego. Gdy nie mogłam sobie poradzić z jakąś funkcją, służył pomocą. Jednak po mniej więcej roku przepadł bez wieści, a moje wiadomości pozostawały bez odpowiedzi. Trzeba było radzić sobie samemu. Ale pewnie to wydarzenie wpłynęło na to, że zaczęłam szukać rozwiązań i narzędzi niezależnie. Zadawać sobie pytania i szukać na nie odpowiedzi.


Chciałam szybko i dobrze zajmować się moją stroną internetową.  Wydawało mi się, że pisanie wartościowych treści odwróci uwagę od technicznych niedociągnięć i braków. I pewnie tak by było, gdybym współpracowała z firmą, która zarządzałaby mądrze i dobrze moimi treściami. Jednak ceny abonamentów i koszty takiej współpracy przekraczały moje możliwości, nie tylko finansowe, ale i emocjonalne. 


Dziś ten rynek wygląda zupełnie inaczej. O tym, co musisz wiedzieć, aby zacząć pracować nad własną stroną internetową i jak to zrobisz przeczytasz w drugiej części tego artykułu – tutaj.

Dodaj komentarz